Tokyo Odaiba (Japonia – dzień IV P2)

Postrach Duffy’ego

Prom opuściliśmy na przystani w ogrodzie Hamarikyū. Ogród powstał w okresie Edo (1603-1867) jako rezydencja i tereny łowieckie na kaczki feudalnego lorda. Później stał się ogrodem na przechadzki jako część pałacu imperialnego, by ostatecznie zostać otwartym dla ogółu w obecnej formie.

DSC_0756
Ogród Hamarikyū – w tle widoczna popularna Tokyo Tower o wysokości 333 metrów

Ogród zawiera wiele klonów, miłorzębów, śliw, czy wiśni. Nie ma przepychu, całość wygląda bardzo naturalnie i zharmonizowanie. W Hamarikyū możemy znaleźć dużo stawów (głównych z nich to Shioiri), a część z nich jest zasilana bezpośrednio słoną wodą z Zatoki Tokijskiej. Posiadają na środku niewielkie wysepki, które służą jako siedliska kaczek. Niesamowicie wygląda kontrast między spokojnym ogrodem oraz widniejącymi w tle wieżowcami. Ot taka kolejna odskocznia od życia na wysokich obrotach.

DSC_0805
Po lewej stronie wyspa z pierzastymi rezydentami 😉

W Hamarikyū możemy również znaleźć herbaciarnie. Znajduje się ona na wyspie do której prowadzą trzy mosty. Można tam uświadczyć tradycyjnej ceremonii herbacianej oraz zakupić słodycze „pasujące” do całego rytuału.

Przeszliśmy cały ogród naokoło od przystani promów. Udało się nam wykonać wiele cudownych zdjęć na których nie widać żywego ducha. Razem z nami ze statku zeszło sporo turystów, jednak ogród jest na tyle rozległy, że wszyscy się gdzieś rozproszyli. Dodatkowo była niesprzyjająca aura pogodowa (znowu), przez co wszyscy z chęcią chowali się do cienia.

DSC_0834.JPG
Herbaciarnia na wyspie w Hamarikyū

Czy jedzie z nami konduktor?

Hamarikyū opuściliśmy bramą Nakanogomon i skierowaliśmy się w stronę stacji Shiodome, skąd odjeżdżała Yurikamome – automatyczna ogumiona kolej. Bilet za ¥320 (około 10,5 zł) pozwolił nam na przejazd do stacji Odaiba Kaihinkoen. Oczywiście wagoniki były mocno zatłoczone, chociaż udało nam się stanąć przy oknach by móc swobodnie podziwiać trasę. Było to możliwe dzięki temu, że torowisko znajduje się powyżej poziomu dróg.

DSC_0874
Torowisko i stacja kolejki Yurikamome
DSC_0872
W drodze na Odaibę przecinamy płatną drogę na Most Tęczowy

By dotrzeć na Odaibę musieliśmy jeszcze pokonać Most Tęczowy. Jest to wybudowana w 1993 roku przeprawa na sztuczną wyspę z Minato o długości niemalże 800 metrów. Pomimo oficjalnej nazwy „Shuto Expressway No. 11 Daiba Route – Port of Tokyo Connector Bridge” mieszkańcy zdecydowali się na bardziej przyjazną nazwę, właśnie Rainbow Bridge, która weszła do użytku codziennego. Skąd taka nazwa? Nocą konstrukcja jest podświetlana przez czerwone, białe i zielone światła, które są zasilane ze zgromadzonej w ciągu dnia energii słonecznej. Niedługo po przekroczeniu mostu wysiedliśmy i ruszyliśmy na zwiedzanie Odaiby.

DSC_0890
Widok z okna kolejki na Odaibę i Most Tęczowy

Szaleństwo zakupowe Odaiby

Po dojechaniu na miejsce ruszyliśmy w stronę centrum handlowego Decks. Wnętrze przywitało nas plażowo-statkową stylizacją oraz sporych rozmiarów misiem Kuma na parterze, któremu i z którym wszyscy robili sobie zdjęcia. Galeria nie odbiegała od standardów europejskich. Było w niej mnóstwo sklepów z różnych branży (odzieżowych, dodatków, gadżetów, elektroniki etc.), restauracji oraz punktów rozrywkowych (jak na przykład mini Legoland, czy muzeum figur woskowych Madame Tussaud). Sporą różnicą jest natomiast rozmieszczenie sklepów. Są sklepy, które tak jak u nas, znajdują się  w powiedzmy wydzielonym pomieszczeniu. Ale jest też sporo punktów, które współistnieją na jednej przestrzeni i posiadają umowne granice. Na próżno też szukać bramek na wejściu, które sprawdzają, czy przypadkiem czegoś nie zaiwaniliśmy ze sklepu.

Podejście Japończyków do tematu uczciwości to temat na cały osobny artykuł. Po krótce powiem, że jest to kraj, gdzie przestępstwa są społecznie nieakceptowane i potępiane, a wręcz osoba, która się ich dopuści, przynosi hańbie całej rodzinie i jest napiętnowana przez społeczeństwo. Dodatkowo Japończycy bardzo pilnują siebie nawzajem, by respektować wszystkie prawa. Bez ogródek zwrócą nam uwagę, jeśli popełnimy jakiś błąd. Niezależnie od tego, czy będzie to przejście na czerwonym świetle na pasach, czy robienie zdjęć w miejscach, gdzie są one zakazane. Taka ogólnie panująca poprawność sprawia, że policja się nudzi i szuka sobie na siłę zajęcia. Na przykład gdzieś wyczytałem o przypadku, że kilku policjantów pilnowało samochodu, w którym właściciel zostawił zakupy oraz otwarty dach.

DSC_0900
Centrum handlowo-rozrywkowe Decks
20170809_135321
Duża maskotka misia Kuma w centrum handlowym Decks

Cały dzień atrakcji wyssał z nas energię, więc postanowiliśmy trochę ją podładować w jednej z dostępnych restauracji. Było to nasze pierwsze jedzenie na mieście i ciężko było nam się na cokolwiek zdecydować. Przed każdą restauracją znajdowała się wystawka. Zawierała plastikowe modele dań, które można było w danym lokalu zamówić, wraz z ceną. Większość modeli wyglądała wyjątkowo realistycznie (podobno biznes produkujący takie atrapy jest całkiem dochodowy) i naprawdę zachęcała do wyboru. Z perspektywy szeregu wizyt w knajpach muszę powiedzieć, że wiernie odzwierciedlają to, co dostajemy na talerzu. U Japończyków nie ma miejsca na ściemę. Przed złożeniem zamówienia jesteś w stu procentach pewien, co dostaniesz na talerzu, i ile za to zapłacisz. Wspominałem już o uczciwości, co nie?

Ostatecznie postanowiliśmy nie szaleć pierwszego dnia i wybraliśmy w jednej z restauracji zestawy z makaronem soba w bulionie rybny oraz krewetki i warzywa w tempurze na ryżu. Do tego „soft” napoje do oporu. Pomimo pozoru, że jest do lokal szybkiej obsługi, zostaliśmy potraktowani profesjonalnie. Kelnerka, mimo iż słabo znała angielski, stale się uśmiechała i starała pomóc jak tylko mogła. Tutaj przejawia się kolejna ważna cecha japońskiego społeczeństwa – myślenie o innych (polecam zobaczenie krótkiego filmiku, który tłumaczy o co chodzi).

Ale wracając do jedzenia. Czy smakowało? Bardzo, chociaż byliśmy tak głodni, że pewnie wszystko by nam smakowało. Tempura świeżo podana, bulion z sobą sycący. Cena? Około ¥800 (26,5 zł). Naprawdę nie było nic, do czego moglibyśmy się przyczepić. No i jeszcze ten widok! Mieliśmy stolik, który znajdował się przy oknie, z którego można było podziwiać w pełnej okazałości Most Tęczowy, co zresztą możecie zobaczyć poniżej 😉

20170809_073719
A na lunch makaron soba z wywarem rybnym, krewetkami/warzywami w tempurze i ryżem
DSC_0905
Majestatyczny widok z restauracji na Most Tęczowy

Kolejnym punktem naszego dzisiejszego zwiedzania było centrum Aquacity, które znajdowało się … po drugiej stronie ulicy (i było połączone kładką dla pieszych). Czy różniło się znacząco od Decks? Nie. Obie miejscówki były bardzo podobne, zresztą tak samo, jak i u nas każde centrum handlowe jest łudząco podobne do pozostałych. W Aquacity skorzystaliśmy z publicznej toalety, i co nasz zaskoczyło, to to, że ubikacje były bardzo „zaawansowane” technicznie i z różnymi bajerami (jak podgrzewanie deski, czy „podmywanie”) – takie same jak chociażby w naszym hotelu. Koło centrum handlowego, o czym dowiedzieliśmy się dopiero po powrocie, znajduję się miniaturowa Statua Wolności. Jeśli będziecie w okolicy, to warto do niej podejść i zrobić sobie zdjęcie na tle Zatoki Tokijskiej. A dla wprawnych obserwatorów powiem, że można ją dostrzec na poniższej fotografii – wiecie gdzie się znajduje? 😉

DSC_0904
Widok na centrum handlowe Aquacity i dystrykt Shinagawa – w tle miniaturka Statuy Wolności
DSC_0922
Ulice Odaiby z przebiegającą przez nie koleją Yurikamome

W centrum handlowym widzieliśmy również piętro, które w całości było zajęte przez różnego rodzaju automaty do gier – od prostych znanych u nas „łapanek” po zaawansowane maszyny, jak te na poniższym zdjęciu. Pokemony i Dragon Quest. Aż żałowałem, że nie znałem japońskiego, by móc spróbować na nich zagrać. Z tego też powodu nie jestem w stanie wam powiedzieć, o co konkretnie w nich chodziło. Zakładam, że w przypadku Poksów, skoro kontroler jest w kształcie Pokeball’a, to pewnie mieliśmy za zadanie je łapać. Ogólnie widać, że są nietypowe i zaawansowane, chociażby przez rozmiar i jakość ekranu, czy złożoność i kształt kontrolerów, i takich raczej u nas brakuje.

Aquacity uraczyło nas również dosyć nietypowym punktem informacyjnym, gdzie zamiast człowieka znajdował się humanoidalny robot. Przed przyjazdem słyszałem nawet o hotelach, gdzie obsługa składa się wyłącznie z robotów (w tym i T-Rex stojący na recepcji), to widok aż tak bardzo mnie nie zaskoczył. W końcu Japonia jest jednym z najbardziej rozwiniętych krajów na świecie, więc możemy się tutaj spodziewać wszystkiego 😉 Z pomocy robota nie skorzystaliśmy, ani nie zauważyliśmy, by ktoś inny to robił – szkoda.

20170809_151641
W Japonii automaty do gier są na zupełnie innym poziomie jak u nas
20170809_155013
Informacja w centrum handlowym obsługiwana przez robota

Po Decks i Aquacity poszliśmy w kierunku kolejnego centrum handlowego – Diver City Tokyo. Jest ono wyjątkowe i dobrze znane z powodu gigantycznego posągu/pomnika Gundama, który znajduje się na placu przed budynkiem. Niestety mieliśmy pecha i mogliśmy podziwiać robota wyłącznie od pasa w dół, bo był w trakcie modernizacji. Pomimo tego dobrze było widać rozmach konstrukcji. Ludzie dołączeni na zdjęciu dla porównania 😉 Jeśli ktoś z was będzie miał okazję zobaczyć ukończonego Gundama, to podeślijcie mi zdjęcie 🙂

DSC_0929
Gundam z Diver City niestety był w trakcie przebudowy

Ostatnim centrowym punktem dnia było Palette Town – niby kolejne centrum zakupowo-rozrywkowe, a jednak inne. Do środka weszliśmy przez History Garage, gdzie mogliśmy podziwiać samochody z minionych dekad. Wśród wąskich korytarz (całość jest stylizowana na miasteczka nawiązujące do krajów pochodzenia danych marek) możemy podziwiać między innymi DeLorean’a DMC-12, Fiata 500, Citroena 2CV, Chevroleta Impalę, Toyotę 2000GT, czy Corvettę Stingray. Idealne miejsce dla fanów motoryzacji, gdzie mogą zobaczyć kawał jej historii.

Przechodząc przez niepozorne drzwi trafiliśmy do śródziemnomorskiego miasteczka wieczorową porą. Venus Fort, bo tak się owe miejsce nazywa, to stylizowane na XVIII wieczne południowo-europejskie miasteczko centrum handlowe. Z wyglądu przypomina chociażby Designer Outlet w Piasecznie, tylko w o wiele lepszym wydaniu. Centralny plac galerii zdobi antyczna fontanna, którą musieliście kliknąć, by móc przeczytać ten wpis 😉

W Palette Town znajdują się dodatkowo Toyota Mega Web (gigantyczny showroom marki, gdzie można podziwiać najnowsze modele samochodów, dodatków, czy technologii) oraz jeden z największych na świecie Diabelski Młyn oferujący (podobno) niesamowity widok na Odaibę i całą Zatokę Tokijską.

DSC_0942
History Garage w Toyota Mega Web
DSC_0950
Centrum handlowe Venus Fort

Powoli ruszyliśmy (okrężną drogą) w stronę Telecom Center Station z której mieliśmy udać się Yurikamome w drogę powrotną do centrum Tokyo. Po drodze zobaczyliśmy jeszcze Muzeum Marynistyki w kształcie gigantycznego statku, narodowe Muzem Wschodzących Nauk i Innowacji oraz Oedo Onsen Monogatari – stylizowany na okres Edo onsen (publiczną łaźnię).

20170809_173601
Muzeum marynistyki na Odaibie – chyba bardziej oczywistego kształtu nie mogło mieć 😉
DSC_0982.JPG
Oedo Onsen Monogatari na Odaibie

Przygoda w pralni

Kiedy w końcu dotarliśmy nocą do hotelu i chwilę odsapnęliśmy, to nadeszła pora na pranie! Mieliśmy już trochę ciuchów brudnych (a nie braliśmy kompletów na każdy dzień, bo chcieliśmy mieć jak najwięcej miejsca na pamiątki), to skorzystaliśmy z okazji i wypraliśmy je. W naszym hotelu (ale pewnie też w innych) znajdowało się pomieszczenie z pralkami i suszarkami. Pralki były w stylu pralek Frań, gdzie wrzucało się od góry do bębna ubranie i wsypywało proszek (dostępny na recepcji za ¥50). Pojemność pralki naprawdę spora, a koszt jednego przebiegu to ¥200. Urządzenie męczyło się nad naszymi ciuchami około 40 minut. Następnie przełożyliśmy ciuchy do suszarki (bębnowej, bardziej przypominała normalną pralkę), która w 20 minut i przy pomocy monety ¥100 wysuszyła nasze ubrania. Ot taka niewielka przygoda, a jak cieszyła 😉

20170809_231435
Typowe japońskie pralki dostępne w hotelu – trochę jak nasze poczciwe Franie

Koniec dnia IV

Kolejny dzień zapowiadał się miodnie. Czekała nas pierwsza podróż szybką koleją Shinkansenem oraz zwiedzanie Nikko, miasteczka świątyń oraz bramy do przepięknego Narodowego Parku Nikko. Będziemy oglądać jedne z najpiękniejszych wodospadów w Japonii, odpoczniemy sobie nad jeziorem Chuzenji, zobaczymy legendarny most Shinkyo oraz będziemy się uduchawiać w kaplicy będącej mauzoleum Tokugawa Ieyasu – jednego z najpotężniejszych ludzi w historii Japonii i zwycięzcy bitwy pod Sekigaharą (największej bitwy z udziałem samurajów).

Jak zwykle proszę was o komentarze, czy podobał się wam mój wpis oraz z chęcią odpowiem na wszelkie pytania (o ile oczywiście będę znał odpowiedź ;)). Do następnego razu!

 

5 comments

  1. Super wpis, na Odaibie spędziłam prawie cały dzień, a nie widziałam nawet połowy tego co Wy 🙂 Byłam za to w showroomie Toyoty i z calego dwutygodniowego wyjazdu chyba to najbardziej mi utkwiło w pamięci, zwłaszcza demonstracje nowych pojazdów, np. na wodór, a także symulator jazdy rajdowej.

    • Dzięki 😉 My już byliśmy strasznie zmęczeni (raz, że upadł, dwa, że zwiedzaliśmy już od ponad 10 godzin) i jedynie rzuciliśmy okiem przez witrynę na tym okrągłym skwerku. A szczerze muszę powiedzieć, że z całego wyjazdu to chyba właśnie Odaiba najmniej nam się podobała (na drugim miejscu Chiyoda). Ale mogło to jeszcze być związane z aklimatyzacją i narzuceniem od początku zbyt ekspresowego tempa 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *