Nikko National Park (Japonia – dzień V P1)

On a Japan Romantic Road

Kolejny raz zaserwowaliśmy sobie poranną pobudkę, szybkie śniadanie w hotelu i przyśpieszony marsz na dworzec Tokyo Station. Na 8:28 mieliśmy zarezerwowane miejscówki na Shinkansen Nasuno, który miał nas zabrać do Utsunomiyi. Kiedy dotarliśmy na peron, to ujrzeliśmy niesamowity widok. Na posadce były pozaznaczane miejsca, gdzie zatrzymywały się poszczególne wagony. Dodatkowo nakreślone były lokalizacje wszystkich wejść do składu wraz z odchodzącymi od nich kolejkami. A w ów kolejkach grzecznie stali wszyscy pasażerowie oczekujący na pociąg (w którymś kolejnym wpisie wrzucę zdjęcie to obrazujące). Ustawiliśmy się w linii do naszego wagonu. Skład podjechał około 10 minut przed odjazdem, tak, że wszyscy spokojnie mogli wejść i zająć swoje miejsce. Punktualnie o 8:28 Shinkansen odjechał z Tokyo Station.

Około 110 kilometrów przebyliśmy w nieco ponad 50 minut. Dosyć szybko zważywszy na to, że po drodze mieliśmy jeszcze 3 przystanki. Kiedy dotarliśmy do Utsunomiyi, to błyskawicznie opuściliśmy pociąg, wstąpiliśmy do dworcowego konbini w celu zakupu lunchu (niestety skusiliśmy się na a’la europejskie tortille, które nie były dobre) i pognaliśmy na inne peron, skąd odjeżdżał pociąg linii JR Nikko Line. Był to już bardziej regionalny pociąg mniejszych szybkości, jednak odjazd miał punktualnie zgodnie z rozkładem jazdy. Tym razem pokonaliśmy 40 km koleją również w czasie około 50 minut. Po drodze tym razem było 5 przystanków. W wagonach znajdowali się głównie turyści, którzy podobnie jak my jechali w celu zwiedzenia Nikko i okolic (co widać na załączonym poniżej obrazku).

20170810_092439
Pociąg JR Nikko Line wiozący głównie turystów

Po opuszczeniu pociągu na dworcu kolejowym JR Nikko skierowaliśmy się do informacji, gdzie zaciągnęliśmy języka (tym razem dało się dogadać ;)) o transporcie autobusowym. W planie mieliśmy wpierw pojechać na tereny Nikko National Park wokół jeziora Chuzenji i chcieliśmy wybrać najlepszą opcję transportu. Po krótkiej rozmowie Pani zaproponowała nam bilet w dwie strony (z opcją wsiadasz i wysiadasz gdzie chcesz). Bilet obowiązywał na autobusy Tobu Bus Nikko i stacją krańcową było Sambommatsu, dalej o trzy przystanki niż planowaliśmy, ale pozwalało to na dosyć sporą oszczędność. Od osoby zapłaciliśmy ¥2650 (około 88 zł). Następnie ruszyliśmy w stronę przystanku autobusowego, skąd po niedługim czasie oczekiwania odjechaliśmy w góry.

DSC_0999
Widok zza szyby autobusu vol 1 – mini centrum turystyczne w Nikko
DSC_0993
Widok zza szyby autobusu vol 2 – sklep w Nikko

Już jadąc autobusem dowiedzieliśmy się, że podróżujemy popularną Japan Romantic Road, która ciągnie się na długości 350 kilometrów pomiędzy Utsunomiyą, poprzez Nikko i jezioro Chuzenji, aż po miasto Ueda. Jest to japońska wersja romantycznego szlaku z Niemiec, która zawiera po drodze szereg interesujących miast, gorących źródeł i przepięknych krajobrazów.

DSC_0001
Widok zza szyby autobusu vol 3
DSC_0002
Widok zza szyby autobusu vol 4 – witryna sklepowa ze zbroją samuraja

Początkowo trasa autobusu przebiegała przez centrum miasta. Mieliśmy dzięki temu okazję pozwiedzać Nikko „po amerykańsku” i uwiecznić na zdjęciach architekturę, która znacząco odbiegała (nic dziwnego) od tej z Tokyo. Zabudowa była niska i nie aż tak zwarta jak w stolicy. Po wyjechaniu z terenów zabudowanych droga zaczęła gwałtownie się wzbijać w górę i wić jak wąż. Na półgodzinnym odcinku mieliśmy pokonać różnicę wysokości około 1200 metrów – sporo.

DSC_0004
Widok zza szyby autobusu vol 5

Na parkingach i pośród domów widać było sporo zaparkowanych samochodów z żółtymi tablicami. Są to tak zwane keijidosha, samochody spełniające rygorystyczne wymagania dotyczące rozmiarów, wagi, pojemności silnika i mocy. Wydaje się słabe, ale posiadanie takiego samochodu w porównaniu do normalnego daje szereg korzyści podatkowych i niższe koszty niektórych opłat. No i o wiele łatwiej (mniej formalności) jest nabyć taki samochód w porównaniu do takiego z białymi blachami.

DSC_0013
Widok zza szyby autobusu vol 6 – samochód keijidosha z żółtymi blachami

W końcu wynurzyliśmy się z ciągnącej się wśród lasu drogi i osiągnęliśmy wysokość jeziora Chuzenji. Duży zbiornik wodny (prawie 12 kilometrów kwadratowych powierzchni i około 160 metrów średniej głębokości) otoczony (przynajmniej z naszej strony) miasteczkiem i przystaniami do których przybija prom wycieczkowy i można wynająć rower wodny w kształcie łabędzia. Piękna słoneczna pogoda i multum turystów, lecz na horyzoncie widać było ciągnące w stronę miasteczka nad jeziorem chmury. Pokonaliśmy jeszcze 11 przystanków i w końcu wysiedliśmy by zobaczyć pierwszą atrakcję dzisiejszego dnia – wodospad Ryuzu-no-taki.

DSC_0043
Widok zza szyby autobusu vol 7 – jezioro Chuzenji i zbliżające się po jego tafli chmury

Wodospad Smoczej Głowy

Przystanek autobusowy znajdował się u podnóża wodospadu Ryuzu-no-taki. Jego nazwa (w tłumaczeniu – Wodospad Smoczej Głowy) wywodzi się z jego kształtu, który wyglądem przypomina smoczą głowę. Zlokalizowany jest na rzece Yukawa i wpada do jeziora Chuzenji. Ze względu na dużą ilość otaczających go drzew, wodospad najlepiej zobaczyć jesienią, kiedy liście zmieniają kolor na żółty i czerwony, co dodatkowo podkreśla jego „ognisty” rodowód.

DSC_0081
Narodowy Park Nikko Wodospad Ryuzu – tabliczka informacyjna
DSC_0065
Ryuzu-no-taki – widok w górę wodospadu

Obok wodospadu znajduje się szlak, który prowadzi na most Ryuzu, z którego można zobaczyć Ryuzu-no-taki z góry. Most jest na wysokości 1355 mnpm, o czym informuje nas tabliczka zlokalizowana koło niego. Bardzo dobrze widać również z niego górę Nantai o wysokości 2486 mnp, która góruje nad otaczającymi ją terenami. Poruszając się w okolicach wodospadu spotkaliśmy masę sympatycznych osób, lokalnych oraz turystów, którzy z chęcią zamienili z nami słowo oraz wykonali nam wspólne zdjęcia, za które jesteśmy niezmiernie wdzięczni 🙂 Znaleźliśmy również chwilę by spałaszować zakupiony w Utsunomiyi lunch i skierowaliśmy się w stronę powrotnego przystanku autobusu. Ah, zapomniałem dodać, wodospad możemy oglądać całkowicie za darmo.

DSC_0092
Ryuzu-no-taki – widok w dół wodospadu
DSC_0117
Widok z mostu Ryuzu na górę Nantai (2486 mnpm)

Miasto we mgle

Wróciliśmy się 11 przystanków z Ryuzu-no-taki w celu zobaczenia jednego z trzech najpiękniejszych wodospadów w Japonii – Kegon-no-taki. Miasteczko, w którym się zatrzymaliśmy, to nadal było Nikko, które jest rozciągnięte na powierzchni prawie 1500 kilometrów kwadratowych (to prawie trzy razy więcej niż powierzchnia Warszawy!). Idąc w stronę wodospadu minęliśmy Muzeum Naturalne oraz typowo turystyczną ulicę z multum sklepów z pamiątkami i restauracjami. Ba, nawet tuż przy samym wodospadzie (byliśmy u jego góry) znajdowało się kilka sklepików z gadżetami dla turystów. Co istotne, w każdym sklepie te same artykuły były w tej samej cenie, więc różniły się jedynie asortymentem. Zbliżając się do celu zauważyliśmy, że zaczęła otaczać nas chmuro-mgła, co jeszcze nie wydawało się dla nas kłopotliwe.

DSC_0135
Rzeźby niedźwiedzi przy tablicy Muzeum Naturalnego w Nikko
DSC_0136
Restauracja przy głównej drodze – chmuro-mgła jeszcze tu nie dotarła
DSC_0139
Mgła powoli spowijająca miasto

Dotarliśmy do wodospadu. Niestety wszystko dookoła było już spowite mgłą i przez barierki nic nie było widać. Skorzystaliśmy z okazji i kupiliśmy kilka miejscowych pamiątek (w tym i magnesy, które postanowiliśmy zebrać z każdego miasta, w którym będziemy). Następnie udaliśmy się w stronę kas, gdzie można było za ¥550 (około 18 zł) wykupić bilet na zjazd windą na dół, by móc zobaczyć wodospad z jego „podstawy”. I tutaj mieliśmy kolejną sytuację, która sprawiła, że zakochaliśmy się w tym kraju. Kiedy zbliżaliśmy się do kasy, to strażnik podszedł do nas i trochę na migi, trochę łamaną angielszczyzną przekazał nam, byśmy nie kupowali biletów, bo z powodu mgły wodospadu w ogóle nie widać. Na potwierdzenie tego pokazał nam podgląd na telewizorku, gdzie faktycznie widać było tylko biel mgły. Idealny przykład japońskiej uczciwości i troski o drugiego człowieka.

DSC_0142
Drogowskaz na wodospad Kegon

Mimo to postanowiliśmy zejść na bezpłatną platformę, z której można było zobaczyć wodospad od góry. Oczywiście nie było nic widać przez gęstą mgłę, którą można było kroić nożem. Dla porównania zrobiliśmy zdjęcie plakatu znajdującego się koło platformy, na którym widać Kegon-no-taki w pełnej okazałości. Smutna żaba 🙁 A byłoby na co popatrzeć. Wodospad ma główny strumień o wysokości 97 metrów i szerokości 7 metrów oraz 12 mniejszych spadów, które znajdują się za głównym oraz po bokach przelatując przez liczne pęknięcia między górą i zastygniętą lawą. Kegon-no-taki jest również niesławny z powodu licznych samobójstw tutaj popełnianych, w szczególności przez japońską młodzież.

DSC_0148
Taki wodospad Kegon zobaczyliśmy …
DSC_0162
… a taki powinien być 🙁

Smutni, że nie udało się zobaczyć tak pięknego wodospadu, ruszyliśmy w stronę jeziora Chuzenji. Mieliśmy jeszcze kilkadziesiąt minut do autobusu powrotnego do centrum Nikko, a w dodatku dworzec autobusowy znajdował się blisko brzegu zbiornika wodnego. I tak szliśmy w ciszy przez miasto spowite mgłą.

DSC_0164
Powoli zrobiło się jak w miasteczku Silent Hill 😉

Święte jezioro

Tuż przy jeziorze znajduje się sporych rozmiarów brama Torii, która symbolizowała granicę między światem codziennym, a uświęconym. Jezioro Chuzenji zostało odkryte w 782 roku przez mnicha o imieniu Shodo, który wspinał się w stronę góry Nantai. Góra była uznawana za świętą, więc i jezioro takie się stało. Do 1872 roku kobiety, konie i krowy miały tutaj zakaz wstepu. W okresie Meiji było to bardzo popularne miejsce na wznoszenie ambasad przez europejskie kraje. Niedawno została odrestaurowana włoska willa, którą udostępniono do zwiedzania – my jej nie widzieliśmy.

DSC_0173
Brama Torii nad drodze przed jeziorem

Usiedliśmy sobie na brzegu jeziora, zarówno, żeby chwilę odpocząć, jak i popodziwiać to, co jeszcze nie zostało zakryte mgłą. Mieliśmy nawet okazję pomoczyć chwilę nogi w wodzie, co czyniło tez sporo innych osób. Liczba rowerów wodnych na tafli gwałtownie zmalała od czasu przejazdu autobusem w stronę Ryuzu-no-taki, ba, pozostała samotna jednostka w kształcie łabędzia, która na tle spokojnej wody i mgły wyglądała, jakby była zawieszona w nicości.

DSC_0174
Chmuro-mgła zasłania widok na drugi brzeg
DSC_0197
Samotny łabędź zawieszony wśród nicości
DSC_0208
Tablica informacyjna o jeziorze Chuzenji

Droga powrotna do Nikko była jeszcze bardziej kręta, niż ta w górę. Kierowca naprawdę prowadził bardzo pewnie, pomimo tego, że bardzo się rozpadało i wszędzie było ślisko. Nie raz serce podchodziło nam do gardła, kiedy od głębokiej przepaści dzieliły nas centymetry. Trasę pokonaliśmy w około 50 minut i wysiedliśmy na przystanku koło mostu Shinkyo, który opiszę w kolejnym odcinku.

DSC_0224
Wijąca się droga powrotna z gór

Zakończenie

No i tak minęła nam kolejna połówka dnia. Ze względu na mgłę zobaczyliśmy tylko połowę tego, co chcieliśmy, ale zawsze przecież mogło być gorzej. Wszyscy wiemy, że pogoda w górach jest kapryśna i bardzo zmienna. Oczywiście szkoda, że nie byliśmy w stanie zobaczyć Kegon-no-taki, ale liczę na to, że będziemy mieli jeszcze kiedyś okazję to nadrobić.

W drugiej połówce dnia, która będzie opisana w następnym poście, zobaczymy miejsca bliżej centrum Nikko – most Shinkyo, przy którym wysiedliśmy „schodząc” z gór, mauzoleum Tokugawy Ieyasu – Toshugu oraz świątynię Rinnoji. Stay tuned!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *