Tokyo Asakusa (Japonia – dzień IV P1)

Metro Legends

W planach na dzisiejszy dzień mieliśmy zwiedzanie dystryktu Asakusa ze świątynią Sensō-ji, rejs promem wycieczkowym po rzece Sumida do ogrodów Hamarikyū, przejazd wyniesioną automatyczną koleją Yurikamome przez popularny most Rainbow Bridge oraz odkrywanie sztucznej wyspy Odaiba, gdzie znajduje się dystrykt zakupowo-rozrywkowy. Jak widzicie, ułożony dzień jest całkiem długi, dlatego postanowiłem rozbić jego opis na dwie części. Bardzo możliwe, że w przyszłości podobnie będę robił, jeśli będę miał zbyt dużo materiału na raz 😉

Po porannym wyszykowaniu się i śniadaniu, ruszyliśmy z hotelu w stronę najbliższej stacji metra. Nie pamiętam już, która to była (chyba Mitsukoshimae), bo w Tokyo jest ich około 150. Przy czym część z nich obsługuje kilka linii na raz. Wejścia do „podziemi” są dosłownie wszędzie. Nie ma tak jak u nas, że zejście do stacji jest tak bardzo eksponowane. W Tokyo (głównie w części centralnej) są często „poukrywane” po okolicznych budynkach. Ot przechodząc koło jakiegoś biurowca widzimy  koło przeszklonych drzwi ze schodami znak, że idąc nimi dotrzemy na daną stację metra.

Każdy z nas słyszał o warunkach podróży tokijskim metrem w porannym szczycie. Tłumy ludzi upychanych przez panów w białych rękawiczkach. Trochę się tego obawialiśmy, gdyż na stację weszliśmy około wpół do dziewiątej. Sporo osób się kręciło w podziemnych przejściach, ale pewnie chcieli się w ten sposób chociaż częściowo uchronić od pogody. Bilety na metro kupuje się w automatach, które są umieszczone przy ścianach korytarzy. Koszt przejazdu jest uwarunkowany stacją końcową i liczbą przesiadek. My zapłaciliśmy za przejazd w jedną stronę około ¥170 (około 5,6 zł) od osoby. Następnie ruszyliśmy do bramek kasujących i zeszliśmy na peron.

Na peronie stało kilku wspomnianych wcześniej panów w białych rękawiczkach, jednak tłumu ludzi nigdzie nie dało się dostrzec. Kiedy podjechały nasze wagony, to spokojnie weszliśmy do środka i bezproblemowo zajęliśmy miejsca siedzące. Jadąc Ginza Line dotarliśmy po kilkunastu minutach na stację Asakusa Station – końcowy przystanek linii. Wyszliśmy na ulicę i znaleźliśmy się w dystrykcie Asakusa.

20170809_020456.jpg
Wagon linii Ginza tokijskiego metra – na szczęście nie było zatłoczone 🙂

Religious Business

Skierowaliśmy się w stronę bramy Kaminarimon, będącej wejściem do świątyni Sensō-ji. Niestety po dojściu na miejsce okazało się, że budowla jest w trakcie remontu i można było podziwiać wyłącznie jej część wewnętrzną, czyli przejście w stronę Nakamise Dori – historycznej ulicy handlowej.

DSC_0407
Brama Kaminarimon – część „wewnętrzna”

Po przejściu bramy Kaminarimon ukazała nam się ulica Nakamise Dori. Po obu jej stronach znajduje się rząd niewielkich sklepików oferujacych przysłowiowe „mydło i powidło”. Ulica jest historyczna, gdyż „obsługuje” gości odwiedzających świątynię od stuleci. Można tu kupić głównie pamiątki (magnesy, pocztówki, drewniane rękodzieła, parasole, yukaty, breloczki), zabawki, zegarki, okulary, buty, torby jedzenie, napoje i wiele, wiele innych ciekawy rzeczy. Pomimo wczesnej pory większość sklepików było już otwartych, chociaż nie było jeszcze tłumów potencjalnych klientów. Całość ciągnęła się jakieś 300 metrów w stronę kolejnej bramy, która wyznaczała już stricte tereny świątynne.

DSC_0433.JPG
Nakamise Dori – ulica z licznymi sklepikami prowadząca do świątyni Sensō-ji

Okoliczne uliczki również nie chciały być gorsze od Nakamise Dori i tam także widać mnóstwo różnych sklepików i lokali. Bystrzy obserwatorzy wśród tych alejek mogą zauważyć „nieśmiało” wyłaniające się w tle Tokyo Skytree – drugi najwyższy budynek na świecie o wysokości 634 metrów.

DSC_0450
Zabytkowa uliczka ze sklepami – boczna od Nakamise Dori
DSC_0452
Widok z Asakusy na Tokyo Skytree

Kiedy już przebrnęliśmy przez sklepiki i stragany, to oczom ukazała nam się potężna brama (o wiele większa od bramy Kaminarimon), której przekroczenie wprowadzało nas na teren świątyni.

DSC_0467.JPG
Ostatnia brama przed świątynią Sensō-ji

Jak to się mówi, będąc w Japonii, czyń jak Japończycy. Przed główną świątynną halą znajdował się budynek, gdzie można było sprawdzić swoją wróżbę (omikuji) oraz zapalić kadziło (osenko). W celu uzyskania dla siebie wróżby (po wcześniejszym wrzuceniu do skrzyneczki ofiary w wysokości ¥100 (3,35 zł) potrząsało się cylindrycznym pudełkiem (mikuji-bo), z którego wypadało drewienko z numerem. Następnie szukało się wylosowanego numerku na szufladkach i wyciągało z nich naszą wróżbę. Ogólnie jest pięć „stopni” wróżb. Od wyjątkowego szczęścia (dai-kichi), po pech (kyo). Jeżeli ktoś nie miał farta i wylosował nieszczęście, to jeszcze nic straconego! Obok budynku znajduje się coś na kształt trzepaka, gdzie można przywiązać swoją pechową wróżbę, by „przywiązać” ją do świątyni (aby się nie sprawdziła).

DSC_0517
Omikuji w świątyni Sensō-ji – widać cylindryczne pudełko mikuji-bo
DSC_0516
Miejsce na przywiązanie pechowych wróżb
DSC_0514
Nam na szczęście trafiło się wyjątkowe szczęście 😉

Po drugiej stronie ścieżki można było za opłatą również ¥100 kupić osenko. Jest to paczka niewielkich kadzidełek, które podpalamy i po kilku sekundach gasimy machając na nie ręką (nie dmuchamy!). Następnie wkładamy dymiące osenko w palenisko i wachlujemy unoszący się dym w naszą stronę. Japończycy wierzą, że ten dym ma właściwości lecznicze.

DSC_0519
Palenisko na kadzidełka osenko

Po sprawdzeniu naszego szczęścia i poprawie zdrowia leczniczym dymem ruszyliśmy w stronę głównej hali Sensō-ji. Obowiązuje w niej ścisły zakaz fotografowania, więc niestety nie mam jak pokazać jej wnętrza. W środku została jakby przedzielona na dwie części. Bliższa, od strony wejścia, jest dla pielgrzymów i turystów. Można się po niej swobodnie poruszać i oglądać. Jest nawet sklepik z pamiątkami. Mniej-więcej po środku budowli jest duża drewniana krata przed którą znajdują się skrzyneczki na ofiary. Wierzący wrzucali do nich pieniążek, a następnie króciutko modlili się w celu oddania czci. Po drugiej stronie kraty (wszystko było przez nią widoczne) znajdowała się część dostępna wyłącznie dla mnichów. Było to miejsce gdzie się gromadzili i modlili wśród przedmiotów kultu oraz posągów bogów.

DSC_0554
Sensō-ji – hala główna

Cechą charakterystyczną wszystkich świątyń jest obecność ogrodów, a nawet cmentarzy na jej terenach. Nie inaczej było tym razem. Piękna roślinność, staw wraz z wodospadem i karpiami koi (pierwszy raz widzieliśmy je na żywo), cmentarz (gdzie są chyba pochowani mnisi), posągi, małe kapliczki. Pomimo zatłoczonego otoczenia świątyni, to jednak dało się odczuć na jej terenie taki jakby spokój i harmonię. I nawet nie przeszkadzał w tym dziki tłum turystów.

DSC_0571
Karpiki koi mówią – „daj!”

Sumida Boat Ride

Opuściliśmy tereny świątyni i ruszyliśmy w stronę wybrzeża rzeki Sumida, gdzie planowaliśmy wsiąść na pokład wycieczkowego statku. Po drodze minęliśmy szereg malowniczych uliczek ze sklepami, restauracjami i straganami. Znaleźliśmy też kilka unikalnych widoków, jak na przykład ten prezentowany poniżej 😉

DSC_0604
Zasłona przed restauracją – japończycy mają do siebie dystans 😉

Kiedy dotarliśmy do przystani statków okazało się, że przed chwilą jeden odpłynął i musieliśmy poczekać około 40 minut na kolejny kurs. W planach mieliśmy przepłynąć z Asakusy do ogrodów Hamarikyū. Cała trasa miała nam zająć około 35 minut i kosztować ¥980 od osoby (33 zł). W cenę wliczony był bilet do ogrodu. Wykorzystaliśmy chwilę przerwy na schłodzenie się i uporządkowanie wszystkich bambetli, jakie do tej pory zebraliśmy. Kiedy w końcu nadeszła pora „załadunku” na statek, ustawiliśmy się grzecznie w kolejce i kulturalnie przesuwaliśmy się wraz z nią. Razem z nami było około 30 osób chętnych na rejs – nie było problemów ze znalezieniem wolnego miejsca siedzącego w dowolnym miejscu promu.

DSC_0623
Nasza taryfa zbliżająca się do przystani

Rejs był bardzo przyjemny. Nad wodą było zdecydowanie chłodniej i wiał milutki wiatr. Płynęliśmy głównie środkiem rzeki Sumida i mogliśmy podziwiać krajobraz Tokyo z szerszej perspektywy. Całe zabudowane, z mnóstwem wielopoziomowych dróg. Przez większość drogi w tle migotał nam Tokyo Skytree, który jakby chciał udowodnić, że jest prawie największą budowlą na świecie. Stacją końcową naszej podróży był ogród Hamarikyū, ale o nim dowiecie się w następnym odcinku.

DSC_0647
Bez widoku na banderę i rzekę nie mogło się obyć 😉
DSC_0659.JPG
Tokyo Skytree z daleka pręży muskuły
DSC_0676
Kilka wyróżniających się wieżowców pośród dosyć niskiej jak na Tokyo zabudowy

Zakończenie

Niestety nie dałem rady opisać całego dnia w jednym wpisie, a zostało mi całkiem sporo. Zwiedzanie ogrodów Hamarikyū, przejazd koleją Yurikamome przez Rainbow Bridge oraz odkrywanie Odaiby z dystryktem zakupowo-rozrywkowy. Postaram się to zrobić na dniach, byście jak najszybciej mieli cały obraz tego męczącego dnia 😉

2 comments

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *