Mistyczna Koyasan (Japonia – dzień XIII P1)

Buddyjska liturgia

Dla wszystkich chętnych gości nocujących w Kumagaiji możliwe jest uczestnictwo w porannych buddyjskich ceremoniach. Aby móc ich uświadczyć, należy wstać wyjątkowo wcześnie, bo zaczynają się o godzinie szóstej. Po wyjściu o odpowiedniej porze z pokoju mnisi kierują zainteresowanych do niewielkiej świątyni, do której jakby „doczepiono” kwatery.

Główny mnich Kumagaiji

Po przybyciu na miejsce zasiedliśmy w rzędach przed ołtarzem, a przed nami pojawił się główny mnich Kumagaiji. Jak pewnie pamiętacie z dnia wczorajszego, młodsi mnisi bardzo przepraszali za swój słaby język angielski i wskazywali, że nikt tak dobrze nie potrafi się posługiwać, co właśnie główny mnich. Dosyć szybko okazało się, że jego niesamowita biegłość polega na … umiejętności korzystania z Google Translate na smartfonie … 😛 Nie miał najmniejszych oporów, by wpisać coś po japońsku i skierować do nas ekran telefonu po przetłumaczeniu. Cóż, trzeba sobie jakoś radzić 😛

Uczestnictwo gości w buddyjskiej liturgi

Liturgia była podzielona na kilka części, w trakcie których mnisi śpiewali mantry oraz wykonywali rytualne ruchy z wykorzystaniem zwojów. W środku liturgii goście zostali zaproszeni do uczestnictwa. Mieliśmy podejść do ołtarzyka, pobrać szczyptę popiołu, pochylić się kilka razy tak, by nasze czoło niemalże dotknęło palców z proszkiem i wrzucić popiół do specjalnego naczynia.

Rytuał Homa

Po zakończeniu liturgii zostaliśmy zaprowadzeni do drugiej, o wiele mniejszej świątyni, gdzie odbył się Rytuał Homa – rodzaj ofiary, której centralnym elementem jest święty ogień oraz karmienie ognia. Jest to tradycja bardzo archaiczna, stanowiąca najstarszą formę indyjskiej pudźy, prawdopodobnie pochodzenia przedaryjskigo. Ogień jako duch żywiołu uważany jest za bóstwo, rodzaj archanioła i nazywany Agni lub Wahni. Historia rytuału sięga ponad 5000 lat przed pojawieniem się chrześcijaństwa.

Rytuał Homa – rozpalanie ognia

W trakcie rytuału główny kapłan wpierw rozpalał na ołtarzyku ogień za pomocą specjalnie przygotowanych deseczek. Kiedy płomień zaczął buchać już pod sufit, to mnich „przelewał” między rękoma święte zwoje. Jak ktoś chciał, to można było na papierowej karteczce napisać osobę w której imieniu chcieliśmy się pomodlić – karteczki te również były palone w ogniu.

Rytuał Homa – święte ruchy

Poranny posiłek

Po zakończeniu porannych ceremonii, które trwały łącznie około godzinę, zostaliśmy zaproszeni do sali jadalnej. Tym razem wszyscy byli ubrani w strój codzienny (w odróżnieniu do obiadokolacji, gdzie większość osób założyła na siebie yukaty).

Goście zebrali się w sali jadalnej

W odróżnieniu do sytego posiłku dnia poprzedniego, śniadanie nie wyglądało nazbyt imponująco. Świeżo przygotowany ryż, tofu, zupa miso, warzywa i zielona herbata. My jesteśmy raczej przyzwyczajeni, że to śniadanie jest filarem żywienia, a nie obiadokolacja, no ale co kraj, to obyczaj 😉

Skromne śniadanie w porównaniu z wystawną obiadokolacją

Pożegnanie z Kumagaiji

Po śniadaniu wróciliśmy do pokoju i zaczęliśmy się zbierać do opuszczenia shukubo. Udało nam się po drodze zwędzić karteczkę, która przez dwa dni wyznaczała miejsce, na którym mieliśmy siedzieć przy posiłkach. Została ona odręcznie wykonana i jak widać, sztuka kaligrafii w Japonii cały czas jest wielce popularna.

Odręcznie wykonana wizytówka przez mnichów

Po spakowaniu się postanowiliśmy chwilę pomedytować przez pożegnaniem. Pomimo całkiem sporej ceny za nocleg (około 1000 zł), uważam, że pobyt w Kumagaiji był w 100% warty tego. Jest to jedyne w swoim rodzaju przeżycie, które naprawdę pozwala się duchowo oczyścić. Dodatkowo możliwość uczestniczenia w porannych modlitwach wzmacnia ten efekt. Przed wyjściem poprosiliśmy mnicha na „recepcji”, czy możemy jeszcze na trochę zostawić swoje bagaże (by nie ciągnąć ich za sobą po cmentarzu), z czym nie było najmniejszego problemu. Cóż, jeszcze tu dzisiaj wrócimy, ale tylko na chwilkę 😉

Medytacja przed podróżą

Podejście do Okunoin

Naszym ostatnim punktem zwiedzania w Koyasan był cmentarz Okunoin. W celu dostania się do niego podjechaliśmy autobusem na przystanek Okunoin-mae. Tuż naprzeciwko niego rozpoczyna się nowsze, zdecydowanie krótsze (około jednego kilometra) podejście do Świątyni Okunoin.

Początek nowego podejścia do Okunoin

Ta trasa wiedzie przez nowszą część cmentarza, w której znajdują się nowoczesne nagrobki osób, stowarzyszeń i firm. Wśród nich niektóre są nad wyraz zaskakujące, takie jak pomnik od firmy zwalczającej szkodniki dla wszystkich termitów, które ów firma poddała eksterminacja (a widzieliście rakietę?).

Rakieta – jeden z wielu nietypowych nagrobków

Okunoin jest mauzoleum Kobo Daishi, czyli jednej z najbardziej czczonych osób w historii religijnej Japonii. Uważa się, że zamiast umrzeć, Kobo Daishi spoczywa w wiecznej medytacji, czekając na Miroku Nyorai (Maihreya), Buddę Przyszłości i w międzyczasie zapewnia ulgę tym, którzy proszą o zbawienie. Okunoin jest jednym z najświętszych miejsc w Japonii i popularnym miejscem pielgrzymek. O czym pewnie zapomniałem wcześniej wspomnieć, do Koyasan prowadzi naprawdę masa różnych ścieżek pielgrzymkowych z każdej możliwej strony.

Niewielka sala po środku nowego podejścia

Historyczne podejście do mauzoleum rozpoczyna Most Ichinohashi (pierwszy most). Goście przechodzący przezeń powinni pokłonić się, aby oddać szacunek Kobo Daishi. Po drugiej stronie mostu zaczyna się cmentarz Okunoin, największy w Japonii, z ponad 200 000 nagrobków wzdłuż prawie dwu kilometrowego podejścia do mauzoleum Kobo Daishi. Wiele osób, w tym wybitni mnisi i feudalni panowie, budowało tu swoje nagrobki na przestrzeni minionych wieków, chcąc być blisko śmierci Kobo Daishi, aby otrzymać zbawienie.

Strumień płynący wzdłuż cmentarza

Centralna część cmentarza

Niezależnie od tego, jaką trasę się wybierze, obie ścieżki zbiegają się przy Sali Ofiar Gokusho, która leży w pobliżu szeregu posągów przedstawiających Jizo, popularną Bodhisattwę, która opiekuje się dziećmi, podróżnikami i duszami zmarłych. Odwiedzający składają ofiary i podlewają posągi, zwane Mizumuke Jizo (Jizo pokryte wodą), aby modlić się za zmarłych członków rodziny.

Gokusho

Za posągami Mizumuke Jizo znajduje się strumień, który oddziela wewnętrzną część sanktuarium od reszty cmentarza. Można się przez niego przeprawić przez Most Gobyobashi. Odwiedzający powinni ponownie pokłonić się Kobo Daishi przed przejściem. Istotne jest to, że fotografowanie, jedzenie i picie są surowo zabronione po przekroczeniu strumienia. Na lewo od mostu znajduje się grupa drewnianych znaczników umieszczonych w strumieniu jako pomniki nienarodzonych dzieci.

Posągi Mizumuke Jizo

Kilka metrów za mostem, po lewej stronie ścieżki, znajduje się Kamień Miroku umieszczony w małej klatce. Odwiedzający są proszeni o podniesienie kamienia z dolnej platformy klatki do górnej platformy przy użyciu tylko jednej ręką. Uważa się, że kamień wydaje się być lżejszy dla dobrych ludzi i cięższy dla złych, oraz że może zapewnić połączenie z bodhisattwą Miroku.

Most Gobyobashi i w oddali Gobyo

Mauzoleum Kobo Daishi

Po przejściu kilkudziesięciu metrów ścieżką dojdziemy do Torodo (Sali Latarni) będącej główną salą kultu w Okunoina. Wewnątrz hali znajduje się ponad 10 000 latarni, które zostały ofiarowane przez wiernych i są wiecznie oświetlone. Widok jest naprawdę niesamowity i wprawiający w zadumę. W piwnicy sali znajduje się 50 000 drobnych posągów, które zostały przekazane Okunoinowi z okazji 1150 rocznicy wejścia Kobo Daishi w wieczną medytację (co miało miejsce w 1984 roku).

Tradycyjne podejście do Okunoin

Za Torodo znajduje się Mauzoleum Kobo Daishi’ego (Gobyo), czyli miejsce jego wiecznej medytacji. Odwiedzający przybywają z różnych stron kraju oraz świata, by modlić się do Kobo Daishi’ego. Część z przybyłych pielgrzymów śpiewa tu nawet sutry.

Jeden z bardziej wystawnych starych grobowców

Do Koyasan wracaliśmy pierwszym podejściem, czyli tym dłuższym mierzącym ponad 2 kilometry długości. Wzdłuż niego znajduje się mnóstwo starych i wystawnych grobów i grobowców. A wśród nich niewielka kapliczka ze studnią. Legenda głosi, że jeśli zajrzy się do studni i nie ujrzy się swojego odbicia, to wróży to nam rychłe odejście z tego świata. Na szczęście w naszym przypadku odbicia były wyraźne, więc nie mamy się o co martwić 😉 Sanktuarium opuściliśmy po przekroczeniu wspomnianego wcześniej Mostu Ichinohashi.

Kapliczka z legendarna studnią (po prawej stronie)

Pożegnanie z Koyasan

Pech chciał, że rozpadało się na dobre. Na szczęście położenie Koyasan jest na tyle sprzyjające, że kiedy w innych regionach kraju dusiliśmy się z powodu wilgotności i wysokiej temperatury, to tutaj było nad wyraz przyjemnie. Powoli zbliżał się czas opuszczenia miasta, więc postanowiliśmy na szybko kupić jakieś pamiątki, a czemu nie! Do nabycia jest tu mnóstwo drewnianych ozdób z motywami religijnymi, repliki posągów, czy chociażby długopisy. Największy problem mieliśmy z nabyciem … magnesu na lodówkę. Okazało się, że jako taki jest tylko jeden – z gumowym mnichem. Na pewno pokażę go pod koniec serii 😉

Pochmurne ulice Koyasan

Śniadanie nie było syte, a czekała przed nami długa droga do Osaki, więc postanowiliśmy się zaopatrzyć w jakąś wałówkę w konbini. Problem był taki, że nie było tutaj żadnego „popularnego marketu”. Zamiast tego udało nam się namierzyć normalny sklep i zakupić słodkie bułki. Cóż, wychodzi na to, że poza konbini paczkowana gotowa żywność chyba nie jest aż tak bardzo popularna 😛

Do niektórych shukubo wiodą naprawdę spore bramy 🙂

Zakończenie

Autobusem dotarliśmy na dworzec Koyasan skąd niebawem mieliśmy ruszyć kolejką linową w dół Świętych Gór. Pobyt w Koyasan był wyjątkowy. Pomimo tego, że trochę trzeba było się natrudzić by tu dojechać, czy ogólnie pobyt sporo kosztował, to nie żałujemy ani trochę. Ba, z chęcią tutaj wrócimy następnym razem. Całkowita zmiana klimatu oraz trybu życia w porównaniu do wielkich i nowoczesnych miast. Idealne miejsce do wyciszenia się i poszukiwania swojego ja 😉

My tymczasem będziemy się wybierać do Osaki, która będzie raczej krótkim przystankiem przed dłuższą podróżą do Hiroshimy. Wybierzemy się na zakupy w Nambie, w tym koło Dotonbori oraz spożyjemy obiad w restauracji specjalizującej się w tempurze. Do napisania!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *