Zmiany, zmiany
Na wstępie chciałbym was bardzo przeprosić za bardzo długi okres absencji na blogu. Sporo się u mnie ostatnio działo i jakoś chwilowo nie miałem głowy do pisania. To się już więcej nie powtórzy 😉 Przynajmniej mam taką nadzieję 😛
Jak możecie zauważyć, przeniosłem bloga na nowy hosting, który mi daje więcej możliwości i pełną swobodę w konfiguracji strony. Załatwiłem też kilka domen, by całość wyglądała lepiej. Też czujecie ten zapach powagi?
W trakcie „przerwy” nie próżnowałem. Zebrałem naprawdę sporo nowego materiału (tak jakbym wcześniej nie miał zapasu na kilkanaście-kilkadziesiąt nowych wpisów). Wśród nich pierwszy wpis z serii City Break, kilka recenzji knajp, kilka recenzji gier, recenzja reaktywowanego magazynu Kawaii, czy krótka opowieść o Indiach. Jest na co czekać, serio!
Wiem, że zabrzmię trochę jak „żebrolajkacz”, ale naprawdę motorem napędowym do pisania kolejnych artykułów są wasze odwiedziny na stronie i komentarze. Nic tak bardzo człowieka nie motywuje do działania, co docenienie jego starań przez innych 😉 Chcieliście wiedzieć jak mnie zmusić do częstszych wpisów, to już wiecie 😛
Jako pierwszy wpis po przerwie dam coś, co kurzyło się w szkicach przez prawie trzy miesiące. Miałem już przygotowany cały plan wpisu, wgrane i posegregowane zdjęcia, więc szkoda by było, by się to zmarnowało. Tak więc, zapraszam do lektury!
City Break
Ten wpis zapoczątkuje nową „serię” na moim blogu poświęconą krótkim wypadom do znanych, bądź mniej popularnych miast. Na zachodzie jest to popularna forma zwiedzania/wypoczynku, gdzie wybieramy się na krótki okres czasu (parę dni) do konkretnego miasta w celu jego lepszego poznania. W Polsce, głównie dzięki dostępności tanich połączeń lotniczych, ta forma zwiedzania również zdobywa coraz większą popularność. Ludzie są bardzo ciekawi świata i chcą go poznać. W przypadku City Break’u wystarczy nam raptem weekend, by móc zobaczyć coś nowego i pomieszczuchować się gdzieś indziej 😉
Naszym pierwszym „przypadkowym” City Break’iem był Amsterdam, kiedy po prostu zostaliśmy dłużej na weekend w trakcie delegacji. O czym też może kiedyś napiszę. Jednak pierwszym takim zaplanowanym wypadem był Wiedeń. Długi weekend sierpniowy zapoczątkowany Świętem Wojska Polskie i Wniebowzięciem Najświętszej Maryi Panny był wręcz idealny. Jeżeli chcecie wiedzieć, jak je spędziliśmy, to czytajcie dalej 😉
Droga do Wiednia
Z racji, że Wiedeń jest położony całkiem blisko Warszawy (700 km), to postanowiliśmy pojechać samochodem. Wujek Google polecił nam trasę S8 do Piotrkowa Trybunalskiego, wskoczenie tam na A1 w stronę Katowic, którą dojechaliśmy do granicy z Czechami. Od razu ważna informacja. Na większości autostrad zarówno w Czechach, jak i Austrii obowiązują winiety w formie naklejek. Należy je umiejscowić zgodnie z instrukcją w konkretnym miejscu przedniej szyby pojazdu. Brak winiety przy kontroli wiąże się z całkiem sporym mandatem. Najkrótsze dostępne winiety są na 10 dni i kosztują odpowiednio 310 CZK (~ 50 PLN) dla Czech oraz € 9 (~ 40 PLN) dla Austrii. Jak widzicie jest to o wiele mniej niż koszt przejazdu A2 w stronę Niemiec … Winiety można spokojnie kupić na stacjach w Polsce w okolicy granicy, ale … nie róbcie tego. Przebitka cenowa jest nawet dwukrotna! Zamiast tego zatrzymajcie się na pierwszej stacji benzynowej w Czechach i Austrii i tam bezproblemowo i tanio kupicie winietę. No bo po co przepłacać?
Cała podróż do Wiednia zajęła nam 9 godzin z kilkoma przystankami, więc całkiem nieźle. Przed wyjazdem dokonaliśmy rezerwacji w hotelu Austria Trend Hotel Bosei Wien. Za 3 noce wraz ze śniadaniem zapłaciliśmy € 200 (~ 860 PLN) – jak na Wiedeń to całkiem tanio, a w dodatku pokój był ogromny! Duża łazienka, bezpłatny parking (wiele hoteli wymaga dodatkowej opłaty za parking w wysokości nawet kilkudziesięciu Euro dziennie), śniadania w formie bufetu szwedzkiego oraz 10 minut spacerkiem od stacji Tscherttegasse linii metra U6.
Z tego też środka lokomocji skorzystaliśmy, by dostać się do centrum miasta. Przejażdżka w jedną stronę kosztuje €2.4 (~ 10 PLN), przy czym jest to bilet pozwalający na wielokrotne przesiadki, o ile jedziemy w jednym kierunku (tj. nie cofamy się). Za punkt startowy wybraliśmy Plac Świętego Szczepana, przy którym znajduje się stacja o nazwi … Stephans-platz. Wiem, dla mnie to również było bardzo zaskakujące.
Spacer po Innere Stadt
Pierwszym przystankiem w trakcie zwiedzania, tuż po wyjściu z metra, była Katedra Św. Szczepana. Jedna z najstarszych świątyń w Austrii, a na pewno najważniejsza z nich. Duma i chluba Wiedeńczyków, i chyba najbardziej rozpoznawalny budynek w mieście. Zlokalizowany w samym sercu starego miasta. Jej historia sięga XIII wieku kiedy została wzniesiona świątynia w stylu późnoromańskim. Obecny gotycki wygląd zawdzięcza rozbudowie, która trwała od XIV do aż XVI wieku. Katedra należy do największych świątyń w Europie, a jedna z jej wież, nazywana potocznie Steffl, ma 136,4 metra wysokości! Jest to charakterystyczny punkt orientacyjny Wiednia. Nie wiecie gdzie jesteście, to głowy do góry i poszukujcie jej smukłej sylwetki na horyzoncie.
Dosłownie obok Katedry Św. Szczepana znajduje się dom Mozarta. Jeżeli ktoś jest zainteresowany postacią tego wielkiego kompozytora, to ma możliwość poznania wszystkich szczegółów z jego życia – zarówno artystycznego, jak i prywatnego.
Wzdłuż Ringstraße, która okrąża Innere Stadt rozpościera się Stadtpark. Duży miejski park z bogatą historią. W 1862 roku został otwarty i stał się pierwszym publicznym parkiem w Wiedniu. Przez Stadtpark przebiega rzeka Wienfluss, która dzieli park o powierzchni 65 tysięcy metrów kwadratowych na dwie części. W jego głębi znajduje się mnóstwo pomników znamienitych wiedeńskich artystów, pisarzy i kompozytorów. A wśród nich możemy znaleźć Hansa Canona, Emila Jakoba Schindlera, Franza Schuberta, czy Antona Brucknera. Jednak największą sławą cieszy się wystawny, złocony pomnik Johanna Straussa.
Charakterystycznym elementem parku jest Kursalon. Jest to budynek, który początkowo był pijalnią mineralnej wody o zdrowotnych właściwościach, jednak z czasem stał się popularnym miejscem odbywania się bali, czy koncertów. Stało się tak głównie za czasów braci Straussów i trend ten jest podtrzymywany po dzień dzisiejszy.
Idąc wzdłuż Ringstraße i odbijając lekko na południe trafiamy na barokowy Kościół Św. Karola Boromeusza. Jest to jedna z najsłynniejszych budowli w tym stylu w Europie wzniesiona na cześć arcybiskupa Mediolanu z czasów epidemii dżumy z XVI wieku. Ufundowany przez Karola VI i wzniesiony na początku XVII wieku.
Wracając do głównej ulicy przechodzimy obok zabytkowej stacji kolejowej Karlsplatz. Została wybudowana w stylu secesyjnym w 1899 roku i jest czynna po dziś dzień zarówno jako muzeum, jak i węzeł przesiadkowy dla metra.
Kolejnym znanym (o ile nie najbardziej rozpoznawalnym na świecie) wiedeńskim budynkiem, jaki mieliśmy okazję zobaczyć była Wiener Staatsoper, czyli Opera Wiedeńska. Wzniesiono ją w 1869 roku, a na otwarcie wystawiono operą „Don Giovanni” Mozarta. Początkowo mieszkańcy miasta nie byli jej przychylni (co podobno doprowadziło do samobójstwa jednego z architektów), jednak kiedy została zniszczona podczas bombardowań w 1945 roku, to uznano to za symboliczny cios zadany miastu. 10 lat po zakończeniu wojny została odbudowana, a na jej reinaugurację wystawiono operę „Fidelia” Beethovena.
Na tyłach Opery Wiedeńskiej znajduje się galeria Albertina, która zawiera gigantyczną kolekcję grafik. Składa się na nią ponad 50 tysięcy rysunków oraz 1 milion (!!) rycin. Wśród autorów takie znakomitości jak Rembrandt, da Vinci, Michał Anioł, Rubens, Picasso, Klimt czy Rafael. Zbudowana w 1768 roku już od ćwierć tysiąclecia cieszy zwiedzających swoimi zbiorami. A należy pamiętać, że początkowo powstała jako pałac na resztkach fortyfikacji Wiednia, by następnie stać się rezydencją księcia Alberta, który to sprowadził tutaj swoją kolekcję grafik, która była zalążkiem tego, co możemy podziwiać dzisiaj. Mocno zniszczona w trakcie nalotów z 1945, została odbudowana, a następnie całkowicie zmodernizowana w latach 1998-2008. Przed wejściem do galerii stoi pomnik arcyksięcia Albrechta, który był austriackim generałem wywodzącym się z rodu Habsburgów (był bratankiem cesarza Franciszka Józefa i jego głównym doradcą wojskowym).
Dosłownie na rzut beretem od Albertiny, po jej lewej stronie, znajduje się wejście do parku zlokalizowanego na tyłach pałacu Neue Burg. W trakcie naszego pobytu „plecy” kompleksu były remontowane i zasłonięte. Tuż obok nich znajdowała się długa szklarnia, w której można było podziwiać najróżniejsze gatunki motyli, czy też zrelaksować się w niewielkiej kawiarence. W parku, blisko Ringstraße, możemy podziwiać pomnik Mozarta przed którym uformowano z kwiatów czerwony klucz wiolinowy.
Po drugiej stronie Ringstraße znajduje się Plac Marii Teresy. Jej centralnym punktem jest kolosalny pomnik cesarzowej. Sama Maria Teresa znajduje się na jego szczycie, poniżej zaś jest miejsce dla jej generałów i doradców. Panowała w Austrii, Czechach, na Węgrzech przez 40 lat. Dodatkowo była Świętą Cesarzową Rzymską z tytułu bycia małżonką cesarza Franciszka I Lotaryńskiego. Jej prawo do sukcesji po śmierci ojca, Karola VI Habsburga, było kwestionowane przez jego bratanice. Jednak utrzymała się u władzy i rządziła dobrze. Pomimo wielu wojen i innych problemów utrzymała Austrię w gronie supermocarstw tamtych czasów.
Plac Marii Teresy zawiera sporo zieleni oraz drobnych fontann i pomników. Z jednej strony jest ograniczony przez Ringstraße, natomiast po jego bokach znajduje się Muzeum Historii Naturalnej oraz Muzeum Historii Sztuki – dwie niemalże identyczne budowle. Natomiast na jego tyle znajduje się Museumplatz (ulica) z muzealnym kwartałem (MuseumsQuartier).
Wracając przez Ringstraße natrafiamy na Burgtor, czyli bramę pałacową, przez którą można dostać się na dziedziniec Neueburgu. Jest to dosłownie „Nowy Zamek”, który został wzniesiony w trakcie ostatniej wielkiej ekspansji Hofburgu. Skrzydło zostało oddane tuż przed wybuchem I Wojny Światowej, bo w 1913 roku i spora część wnętrza nie została ukończona. Obecnie znajduje się tam wiele muzeów oraz biblioteka narodowa. Przed głównym wejściem do Neue Burgu możemy podziwiać pomnik księcia Eugeniusz Sabaudzki, dowódcę armii Austriackiej, którego Napoleon uważał za jednego z najwybitniejszych wodzów w historii świata.
Kierując się w stronę centrum od Neue Burgu przechodzimy wręcz przez pałac Hofburg i wychodzimy na Michaelerplatz. Budowla ta była ośrodkiem władzy w Austrii od XIII wieku, aż po koniec I Wojny Światowej. Przez czas swojego istnienia był modernizowany i rozbudowywany przez kolejnych władców, stąd jego taki „nowoczesny” wygląd (dominuje klasycyzm oraz barok) no i całkowity rozmiar. Na Placu Świętego Michała, przed pałacem, znajdują się wykopaliska archeologiczne z czasów Rzymskich, kościół patrona placu oraz fontanna w stylu antycznym.
Czas uzupełnić siły
Hofburg był ostatnim istotnym punktem dzisiejszego zwiedzania. Z naszych szacunków przeszliśmy ponad 10 kilometrów, co jak na upalną pogodę było całkiem niezłym wynikiem. Uznaliśmy, że po takich trudach zasłużyliśmy, by coś dobrego zjeść, toteż rozpoczęliśmy poszukiwania z pomocą Trip Advisora. Znaleźliśmy w okolicy (kilkaset metrów od pałacu) bardzo polecaną miejscówkę o dźwięcznej nazwie „Schachtelwirtschaft”, więc postanowiliśmy się tam wybrać. Z zewnątrz lokal wyglądał bardzo niepozornie i nie mogliśmy go znaleźć, mimo iż staliśmy prawie przed nim. Czyżby to zmęczenie dało nam się tak we znaki? 😉
A co oni tam w ogóle serwują? Na to pytanie ciężko jest odpowiedzieć, bo menu zmienia się bardzo często. Kucharze bazują na kilku składnikach i eksperymentują z różnymi dodatkami do nich. Ogólnie dania mają formę box’ów, jednak niech was to nie zniechęca. W tych pudełeczka naprawdę jest ukryty niesamowity smak.
Jako przystawkę wybraliśmy sobie po rzemieślniczym piwku, jednym pilsie i lagerze. Były dobre, jednak żadne z nich nie powaliło. Natomiast jako „danie główne” wybraliśmy box zawierający pieczonego prosiaka, kulki chlebowe, pieczoną skórkę z prosiaka (jakie to było pyszne!) oraz podwójnie kiszoną kapustę. Dodatkowo do tego był sosik oraz trochę zieleniny. Pozycja została nam polecona przez dwójkę Polaków, którzy akurat wychodzili z lokalu i usłyszeli jak dyskutowaliśmy między sobą co wybrać. Pozdrawiamy! Kiedy otrzymaliśmy jedzonko, to nie wiem, czy to była sprawa głodu, ale swoją porcję pochłonąłem niesamowicie szybko. I naprawdę z wielkim smakiem.
Łącznie za obie porcje i dwa piwka zapłaciliśmy na nasze około 100 złotych. Czy to dużo? Jak na warunki Polskie to tak, ale jak na Wiedeń to bardzo przyzwoita cena. Rzadko gdzie uda wam się zjeść taniej takie dobroci. Dodatkowo miejscówka sporo zyskuje przez jej załogę. Niesamowici ludzie, którzy przygotowują wam jedzenie z wielką pasją. Bardzo otwarci, z chęcią opowiedzą jak robią swoje dania, pożartują trochę, doradzą coś na temat Wiednia. Jeżeli będziecie w okolicy w Wiedniu, to polecam wam wypróbowanie tego lokalu. Na pewno się nie zawiedziecie!
Spacerek na trawienie
Po posiłku postanowiliśmy się powłóczyć trochę po ulicach Innere Stadt. Zmierzając w kierunku Placu Św. Szczepana zobaczyliśmy secesyjny zegar „Ankeruhr”, który wybudowano między dwoma budynkami w latach 1911-1914. Zegar nie posiada wskazówek, tylko metalowe tabliczki, które przesuwają się wraz z upływem czasu (na zdjęciu poniżej mamy 17:10 ;)). Dodatkowo każda godzina jest ozdabiana inną ilustracją z ważną dla miasta osobistością. O godzinie 1. mamy cesarza Marka Aureliusza, o godzinie 4. Walthera von der Vogelweide, o 11. cesarzową Marię Teresę Habsburg i w południe/północ kompozytora Josepha Haydna.
Kawałek dalej znajduje się niewielki placyk na którym stoi pomnik Johannesa Gutenberga, tego, który wynalazł przemysłowy druk i stał się ojcem popularyzacji książek wśród ludności.
Idąc w stronę kanału Dunaju (Donaukanal) natrafiliśmy w sklepowej witrynie na ciekawą scenkę rodzajową. Manekin dyskutował z żabą Kermitem na temat psychoanalizy Freuda. Takie rzeczy, to tylko w Wiedniu 🙂
Dotarliśmy do Placu Szwedzkiego, który znajduje się tuż przy Donaukanal. Rzuciliśmy jeszcze okiem dookoła, cyknęliśmy parę fotek i skierowaliśmy się powoli w stronę stacji metra Schwedenplatz. Ruszyliśmy wymęczeni w stronę hotelu, jednak zadowoleni, gdyż chyba zobaczyliśmy wszystko, co było do zobaczenia w Innere Stadt. Jutro będzie pora, by pozwiedzać Wiedeń na zewnątrz Ringstraße.
I ot tak minęła połowa naszego wypadu do Wiednia 😉 W kolejnym wpisie opiszemy pozostałe dwa dni zwiedzania i co podczas nich udało nam się zobaczyć. Będzie tam też dosyć ważny i chwalebny Polski akcent historyczny, ale wiem, że pewnie domyślacie się o co chodzi 😉 Piszcie, czy wam się podobało i czy taki format wpisów jest dla was interesujący. Z góry dziękuję za komentarze i do napisania! 😀